Lazurowe Wybrzeże - jedna z piękniejszych krain we Francji. Miejsce odpoczynku dla wielu zmęczonych i spragnionych gorącego słońca ludzi. Region, gdzie czuć zapach lawendy, najpiękniejszyc perfum czy smak kuchni prowansalskiej. Warto wyruszyć w te wakacje na południe Francji, by spróbować wszystkiego i odkryć nowy zakątek. Na potwierdzenie tych słów, relacja z podróży...
Początkowo pomysł na wyjazd nad Lazurowe Wybrzeże nie przypadł mi do gustu. Wydawało mi się, że jest to region tak już przepełniony turystami i ogólnie rzecz biorąc „passé”, wielkie bum minęło i trzeba szukać lepszych miejsc na ziemi. Ale teraz myślę, że tylko głupi nie chciałby takich cudów zobaczyć! I co się stało od mojego powrotu? Marzę wyłącznie o domku w Prowansji i spędzaniu tam każdych wakacji!
Udało mi się tylko zobaczyć niewielką część Lazurowego Wybrzeża, ale to wystarczyło by zakochać się w tym miejscu i następnym razem wrócić by odkrywać kolejne zakątki tej krainy. A co mnie tak zafascynowało? Po pierwsze, widoki! Być na wysokości kilkuset metrów nad poziomem morza i zobaczyć wschód słońca… oj, naprawdę warto! Kiedy słońce dopiero się podnosi, a wszystko w koło przybiera pomarańczowo-różowy kolor, lekka rosa spływa z liści oleandrów i ten ciepły lekki powiew wiatru. W oddali gdzieś wysoko na wzgórzu wyłania się mały renesansowy kościółek. Okiennice domów jeszcze zamknięte, by słońce nie zdążyło wedrzeć się brutalnie do domów w ten ciepły poranek. To była pierwsza rzecz, która utkwiła mi w pamięci, a następne dni przyniosły kolejne wrażenia.
Pierwsze miejsce, które odwiedziłam to Antibes. Małe miasteczko, choć trochę zapomniane, bo leżące między znanym Cannes a jeszcze bardziej znana Niceą, a które zachwyciło mnie najbardziej ze wszystkich miast. Antibes kryje w sobie jeszcze mury starożytnej Grecji, średniowiecznej Italii i epoki napoleońskiej. Historię czuć na każdym kroku. W starej twierdzy był zamknięty Napoleon po swoich zwycięstwach w wyprawach włoskich, a w XX wieku impresjoniści znaleźli tutaj swoje inspiracje malarskie. Pablo Picasso po II wojnie światowej odnalazł tutaj swoją „île d’amour” i został tam aż do swojej śmierci. W jego twórczości najbardziej płodny okres, pełen nowych technik artystycznych, które zostały zachowane w utworzonym dla niego muzeum. Dla mnie Antibes to również magia małych uliczek. Nie można tutaj chodzić z przewodnikiem, bo trzeba odkrywać je samemu. Za każdym rogiem znajdziemy piękniejszy zakątek od poprzedniego. A jeśli i to nam się znudzi, to możemy wybrać się do portu, by nacieszyć oko pięknymi jachtami. No chyba, że sami zakotwiczymy się tam na naszym osobistym statku.
W moim planie podróży kolejnymi miejscami była Nicea i Cannes, którymi, niestety, się rozczarowałam. Duże miasta, przepełnione turystami i codziennością szybkiego życia. Jedynie w Nicei mogłam zobaczyć dzielnice z przepiękną architekturą „de belle époque”, natomiast Cannes ze swoją aleją gwiazd i teatrem festiwalowym, to tylko „socjalistyczny moloch”. Także wyjechałam stamtąd trochę zniesmaczona i rozczarowana, ale następny wyjazd przyniósł mi więcej wrażeń. Kolejnym moim przystankiem był Port Grimaud i St Trompez. Port Grimaud to francuska „mała Wenecja”. Pełno tam jachtów, statków i stateczków, słońce w pełni. Aż miałam ochotę wyruszyć gdzieś daleko rejs i rozkoszować się otaczającym mnie przepięknym krajobrazem. Natomiast St Trompez, to miejsce, do którego mam ogromny sentyment, ponieważ byłam już tam raz jako mała dziewczynka. Większość ludzi kojarzy to miasto wyłącznie z Louis de Fines i żandarmami, ale ma ono znacznie więcej do zaoferowania. Przy porcie wielu artystów prezentuje swoje prace (za bajońskie ceny!), ale nadaje temu miejscu dodatkowej malowniczości. Później zaczyna się wędrówka w górę. Najpierw małymi uliczkami, a potem alejami pełnymi cedrów, by wejść na sam szczyt Citadelle i zobaczyć ten przepiękny widok na zatokę. Następnym portem było Monako i najstarsza perfumeria francuska Fragonard. Dla koneserów perfum, to miejsce będzie kopalnią zapachów. Właśnie tam odkryłam swój i już go na pewno nie zmienię. Do dziś, wiele osób się mnie pyta, co to za perfumy? A ja odpowiadam z nuta tajemniczości, że zostały stworzone specjalnie dla mnie. Droga do Monako prowadzi przez skraj urwiska, gdzie już z daleka można dostrzec granice księstwa. A w oddali, już tylko morze i horyzont...
W czasie mojej wycieczki odwiedziłam wiele miejsc, które zrobiły na mnie ogromne wrażenie bądź mnie trochę rozczarowały. Jednak najpiękniejsze z tego wszystkiego było podróżowanie. Rozkoszując się tymi widokami marzyłam, żeby mieć domek, gdzieś na skale z widokiem na morze. Codziennie rano wychodzić na taras, by wypić gorącą kawę zagryzając ją małym croissant…