Ja mam 4 tatuaże i zapewniam - to nie boli i gojenie wcale nie jest straszne. 3 mam malutkie, a jeden taki większy i ten większy rzeczywiście goił się niby tydzień czy dwa, ale to nie boli i w niczym mi nie przeszkadzało. Niby nie można było tego moczyć, ale kąpałam się normalnie i po tygodniu strupek spokojnie zszedł, a że smarowałam regularnie maścią Alantan, to był na tyle natłuszczony, że odchodził bez problemu i całkiem bezboleśnie.
Na pierwszy (duży) chuchałam i dmuchałam, nosiłam opatrunek przez kilka dni itp., smarowałam, pilnowałam. 3 małe - nie było żadnego strupka ani nic, w ogóle się nimi nie zajmowałam. Dwa ostatnie były robione jeden po drugim, od razu założyłam na nie spodnie, nie bawiąc się z opatrunkami i od razu zapomniałam o nich. Zero jakiegokolwiek dyskomfortu, choć facet mówił, że w tym miejscu może boleć (dół brzucha i kość miednicowa). Tak "bolało", że byłam zdziwiona, że tak szybko, bo chciałam jeszcze
No, a czy warto - ja zawsze wiedziałam, że chcę być wytatuowana i dla mnie to była prawie sprawa życia i śmierci. Wybłagałam od rodziców na 16. urodziny. Zgodzili się, ale z odroczeniem - w sensie zgoda była, ale pod warunkiem, że zrobię pół roku po urodzinach (bo mieli nadzieję, że zacznę się bać i zrezygnuję). To było dla mnie tak ważne i tak wspaniałe, że choć nie mam pojęcia, dlaczego wybrałam taki wzór (nie podoba mi się dziś), to jestem przeszczęśliwa, że wtedy mogłam być tak bardzo szczęśliwa