dana51 napisał:Przyznam, że coś się jednak zmieniło w przeciągu ostatnich 10 lat... Mam dwie córki - różnica wieku 6 lat. Pierwsza nigdy nie miała korepetycji, zawsze jakoś dawała sobie radę, jeśli miała z czymś problem, to w klasie znalazł się ktoś kto jej po prostu wytłumaczył, nauczyciele też zawsze byli otwarci na pomoc. Młodsza chodziła natomiast na korepetycje i z języka i z chemii i fizyki, czasem z matematyki. Też się zastanawiałam czy coś się zmieniło w jakości nauczania w szkołach, bo z tego co zauważyłam to moje córki mają podobne zdolności...Myślę, że jednak jest spora różnica między dzieciakami kiedyś i teraz. Ja to widzę po sobie i moim dużo młodszym rodzeństwie. Ja nie potrzebowałam żadnych korepetycji, nie było czegoś takiego nawet. A teraz to jest standard. Dzieci albo mają korepetycje, albo zajęcia dodatkowe, jeśli radzą sobie w szkole z bieżącymi zadaniami. Może dlatego, że są większe możliwości no i jest bardzo duży rynek korepetytorów, więc nie jest to już coś ekskluzywnego.
zsp napisał:Za swoich lat szkolnych brałem korepetycje tylko sporadycznie i tylko wtedy, gdy naprawdę mogły się przydać. Ogólnie wykształciłem się na bezpłatnym szkolnictwie, kończąc dwa kierunki studiów i nie narzekam. Chcieć znaczy móc, a grunt to być sumiennym, a nie rozpieszczonym i wysyłanym na korepetycje z każdego przedmiotu. Dzieciaki i tak potem często tego nie szanują.Nie uważam żeby opłacanie dziecku korepetycji było oznaką rozpieszczania... czasem po prostu choćby sie chciało dziecku pomóc to człowiek nie jest w stanie, zresztą kiedyś ludzie pracujący też wiedli inny tryb życia, moi rodzice oboje na etatach wracali do domu o 16-17, ja robiąc zakupy po drodze jestem w domu ok 19 (korki...uliczne) a i wśród dzieci większa rywalizacja i to nakręca tę spiralę...