Kilka lat temu lekarz "pierwszego kontaktu" zdiagnozował i mnie cukrzycę typu drugiego. Od tej pory do mojego menu na stałe zagościło parę leków, a rano mierzyłam poziom cukru. Po zmianie przychodni jakiś lekarz prosto po studiach wpadł na pomysł bym zapisała się do specjalisty - diabetologa. Czekałam kilka miesięcy, a ten po prostu huknął na mnie "MUSISZ KOBITO SCHUDNĄĆ!!". Nie było łatwo. Wyjściowa waga 108 i ciężka praca fizyczna w której potrzebna jest siła nie bardzo nadawała się do stosowania diety. Na początek z pomocą przyszły artykuły w necie "Właściwa dieta pomaga w profilaktyce i leczeniu cukrzycy" :
Ziemniaki, ryż, kluski zastąpiły warzywa typu brokuły, fasolka i kalafior. Do tego wyłącznie ryby i drób. Okazało się że nawet gotowana marchew jest nie wskazana. Surową można oczywiście przegryzać. Pieczywo zastąpiły płytki, wędlinę pasty z cieciorki z drobiową szynką lub pałeczkami krabowymi. Po trzech miesiącach osiągnęłam 95 i stanąłam w miejscu. Wtedy na pomoc przyszedł mi kuzyn z Niemiec. Polecił mi puszki z błonnikiem i różnymi zapychaczami z grochu itp. Coś co przypomina dawny slimfast. Osiągalne tylko w niemieckim Rossmannie. Efekt - 81 kg i ciągle spada. Średnio 1 kg na tydzień. Ostatnia wizyta u diabetologa zakończyło się suchym proszę przyjść za pół roku. Gratuluję jest pani bliska pozbycia się cukrzycy.
I co wy na to